Przywrócona pamięć o bohaterach

Przywrócona pamięć o bohaterach. 2016-10-06 19:37.

29 września w miejscowości Stare Łepki w gm. Olszanka nastąpiło odsłonięcie pomnika upamiętniającego XXI zrzut ekipy cichociemnych żołnierzy AK w składzie: por. Piotr Szewczyk „Czer, por. Józef Czuma „Skryty”, ppor. Jacek Przetocki „Oset”, ppor. Tadeusz Benedykt „Zahata” zorganizowany i zabezpieczony przez żołnierzy z miejscowych placówek BCH podokręgu IVA – Siedlec pod dowództwem Stanisława Jaszczuka ps. „Zielony” mieszkającego od 1947 roku na terenie naszej gminy w Stoku Ruskim. W uroczystościach wzięła udział delegacja uczniów Gimnazjum nr 1, Zespołu Oświatowego w Mordach oraz delegacja Urzędu Miasta i Gminy z sekretarzem Mirosławem Łukowskim.

pomnik

GALERIA

Zrzut skoczków i zaopatrzenia na polach w okolicy wsi Lepki Stare opisał w swoich wspomnieniach Stanisław Jaszczuk, przed wojną członek Związku Młodzieży Wiejskiej „Siew", a w okresie wojny współtwórca BCh i zastępca komendanta obwodu siedleckiego (pseudonim „Zielony").

„Jesienią 1941 r. Komenda Główna BCh poleciła rozkazem wytypować pięć placówek i przygotować je na przyjęcie kurierów i zrzutów z Londynu dla delegatury Rządu na kraj. Dochodziły słuchy, że taki zrzut w sąsiednim powiecie mińsko-mazowieckim był obsługiwany przez AK i zrzucone materiały zaginęły, że być może z tego powodu przekazano nam odbiór zrzutów. Pierwszy zrzut przyjął Wiśniew pod koniec 1941 r., następne były w Woli Wodyńskiej, Mokobodach i Łepkach Starych, piąty nie doszedł do skutku z powodu »niedogrania« sprawy w Londynie: samolot przyleciał, krążył nad Łepkami, a oczekiwany był w Mokobodach. Krążył nad dachami domów i odleciał, dobrze, że szczęśliwie.

W Łepkach Starych gmina Świniarów odebraliśmy zrzut na moim rodzinnym polu przy jeziorze Białe Błoto. Było to 18 lutego 1942 r. w księżycową mroźną noc. Na sygnał »Wojenko... wojenko... « w dzienniku BBC z Londynu obstawiliśmy posterunkami określony punkt „Maria", 300 metrów na wschód od jeziora Białe Błoto (obecnie wysychającego). Gdy usłyszeliśmy gdzieś pod gwiazdami pomruk nieoświetlonego samolotu (niemieckie samoloty latały oświetlone), daliśmy sygnał 24-oma białymi i czerwonymi światłami latarek elektrycznych. Samolot odpowiedział sygnałem świetlnym -błysnął dwa razy. My powtórzyliśmy swoje umówione sygnały i wielki czterosilnikowy wellington, zbliżający się od południowego zachodu, wyłączył silniki i zniżał swój lot. Po chwili odpowiedział błyskami na nasze sygnały świetlne wskazujące kierunek wiatru.

To był kontakt z wolnością. Kto nie przeżył upokarzającej klęski broniącej się Ojczyzny i poniżenia niewoli, ten nie może odczuć radości, jaką dawał każdy błysk przesyłany nam samolotem z wolnego świata. Samolot cicho obniżył się nad nami, a za moment podrywając się ryknął silnikami, zatoczył koło i dosłownie kilka metrów przed nami sypnął pojemniki z bronią.

Przez sekundę widziałem odrywające się od kadłuba białe rury spadochronów, które nie zdążyły się otworzyć, bo lotnik namierzając wysokość chyba nie wiedział, że stoimy na wyżu 186 m n.p.m. Kurierzy we czterech spadali kilkaset metrów dalej, w północno- zachodniej stronie. Dwóch z nich potłukło się, szczególnie ich dowódca pułkownik » P i t e r « . Miał pękniętą kość udową i ogólne potłuczenie. Kurierami byli oficerowie, każdy z nich był uzbrojony w dwa rewolwery kal. 7 i 9 i dwa granaty. Poza ekwipunkiem żołnierskim mieli na sobie pasy, w których zaszyto pół miliona dolarów papierowych dla Delegatury Rządu w Warszawie. Pieniądze za pokwitowaniem przyjął obecny przy zrzucie komendant Rejonu BCh Łosice Szczepan Raczyński z Zakrza. Pieniądze te leżały u niego do czerwca 1942 r. zamurowane w skrytce piecowej, aż przyjechał po nie samochód półciężarowy i w suchym torfie odwiózł do Warszawy. Wtedy to był ogromny majątek, bo dolar był bardzo drogi.

W tym zrzucie przyjęliśmy radiostację, 12. pojemników broni po 100 kilogramów każdy, Pojemniki - metalowe rury o przekroju 30 cm były wypełnione uzbrojeniem polskiej armii na Zachodzie. Znaleźliśmy w nich: steny, pistolety, colty, super colty 11 mm, piaty przeciwpancerne, amunicję, granaty oraz opatrunki sanitarne, a także kilka kilogramów bardzo silnego materiału wybuchowego - plastiku. Warto tu dodać, że kurierzy mieli w gumowych opakowaniach środki pobudzające, w które na pewno zaopatrywano żołnierzy idących do ataku. Broń również przechowywaliśmy około pół roku, ale musieliśmy j ą przekazać Armii Krajowej. Tak też się stało i broń zabrano samochodem chyba do Warszawy.

» P i t e r « leczył się długo, kilka miesięcy leżał w domu Martyny Supron (późniejszej mojej żony) w Stoku Ruskim. Właściwie nazywał się Zygmunt Wiszniewski i przed wojną był komendantem policji w Kamieńcu na Podolu. Zaprzyjaźniliśmy się, opowiadał o walkach o Narwik, w których brał udział i był ranny. Był zachwycony naszą organizacją BCh w terenie i sprawną obsługą zrzutu. Spotkaliśmy się kilkakrotnie w Warszawie i był rozczarowany zaobserwowaną sytuacją. Mówił mi:     » Ci sanacyjni oficerowie niczego się w czasie wojny nie nauczyli, tylko prywata i samouwielbienie«. Nie wiem, co się z nim stało, bo po powstaniu warszawskim nie odezwał się. Powiatowe dowództwo AK nie mogło się pogodzić z tym, że bechowcy obsługują zrzuty, i jak zamordowano Sikorskiego, zrzuty zaczęli obsługiwać wyłącznie akowcy".

 Stanisław Jasczuk: Kwiaty i plamy, Warszawa 2001, s.65-67